Kiedy dowiedziałaś się, że jesteś chora na astmę, jakie były objawy, czy wpłynęło to na jakość twojego życia?
KK: Moja przygoda z astmą zaczęła się w połowie trzeciej klasy gimnazjum kiedy to zachorowałam na zapalenie płuc. Po długotrwałym i mozolnym leczeniu pozostała mi „pamiątka” czyli uciążliwy duszący kaszel, który z czasem ustał powracając na wakacyjnym wyjeździe na Mazury, potem wznowił się na obozie sportowym. Rodzice i trener szybko zareagowali. Wróciłam do domu i zaczęłam odwiedzać lekarzy, jednocześnie wyszło na jaw uczulenie na roztocza kurzu domowego, które wzmagały kaszel… Od sierpnia 2007r. zaczęłam regularnie brać leki wziewne. Kaszel powoli zanikał, jednak po powrocie do szkoły i na salę treningową zaczęły się kolejne problemy. Podczas wysiłku pojawiły się duszności. Dzięki szybkiej reakcji lekarzy ustawiliśmy odpowiednią dla mnie dawkę leku, oczywiście z biegiem czasu ona się zmieniała, tak samo w zależności od pór roku np. gdy nadchodzą cieplejsze wiosenne dni, potrzebuję większej dawki inhalacyjnej by zapobiegać nocnym dusznością. A czy wpłynęło to na jakość mojego życia? Pewnie że tak! Musiałam nauczyć się jakoś z tym żyć. W tej chwili branie leków, czy wizyta u lekarza jest dla mnie rutyną i nie wpływa znacząco na moje życie.
Czy coś się zmieniło w stosunku do sportu, nauki, przyjaciół od momenty zdiagnozowania astmy?
KK: Oczywiście, że tak. Teraz za każdym razem wychodząc z domu biorę ze sobą inhalator „tak, na wszelki wypadek”, ale nikomu to nie przeszkadza, bo przecież to tylko mały dodatek do mojej torebki. Znajomi, trener, nauczyciele z początku zasypali mnie mnóstwem pytań, co to jest, jak się z tym obchodzić, co mają robić w razie ataku, a ja siedziałam i cierpliwie odpowiadałam. Myślę, że dzięki temu i oni czegoś się nauczyli, chociażby akceptacji drugiej osoby. Znali mnie z przed choroby i w trakcie, i różnicy nie znaleźli żadnej, prócz tego, że teraz podczas zawodów, przed wyjściem do walki krzyczą do mnie „Kajka dawaj inhalator!”
Jak się zmieniła Twoja sytuacja po rozpoznaniu astmy, wiedziałaś co to za choroba?
KK: Właściwie to jakieś pojecie o astmie miałam, pobieżne, ale gdzieś głęboko coś świtało. Z reguły jestem osoba lubiącą wyzwania, więc i astmę tak potraktowałam „fajnie że jesteś, szykuj się, ja Ci teraz pokaże!”. Rodzice bali się, a ja? Ja dalej fikałam, skakałam, biegałam, co i rusz sprawdzając swoje możliwości, wystawiałam organizm na próbę. Wiedza jaką dostałam od wszystkich lekarzy i jaką pochłonęłam czytając przeróżne artykuły, broszury to tylko sucha wiedza, a w praktyce było zupełnie inaczej. I w momencie kiedy wszyscy kategorycznie zabraniali mi takiego wysiłku fizycznego jak treningi Taekwon-do, doktor Piotr Dąbrowiecki przedstawił mi zupełnie inne zalecenia. Pozwalając na dalsze treningi, uczył i tłumaczył jednocześnie kontrolując moją chorobę. Myślę, że nie można od razu ukierunkować się na te wszystkie zalecenia, owszem jest to bardzo ważne, ale dopóki samemu się nie sprawdzi, nie będzie się wszystkiego do końca wiedziało.
Czy leczenie astmy ma jakiś wpływ na sport i całe Twoje życie, czy coś się zmienia?
KK: Myślę że nie, jednak faktem jest to, że musze zawsze pamiętać o regularnym braniu leków, o tym by je zawsze ze sobą zabierać, ale to w pewnym momencie staje się przyzwyczajeniem, można powiedzieć, że tak jak jemy i piejmy ja jeszcze wcinam tabletki i wdycham inhalatory. Moje plany życiowe też musiałam ulec zmianie. Moim marzeniem było wojsko, jednak astma wyklucza to, ale jak się uprę to nie ma innego wyjścia, będzie i wojsko, bo przecież mogę pracować jako pracownik cywilny wojska. Natomiast jeśli chodzi o sport, to jedyną rzeczą o jaką musiałam się postarać było zezwolenie na branie leków z Polskiego Związku Zwalczania Dopingu w Sporcie
Jak podchodzi do tej choroby otoczenie, przyjaciele, środowisko sportowe?
KK: Spotkałam się już z różnymi reakcjami ze strony otoczenia, jedna z nich rzeczywiście była mało przyjemna, bo podczas jednej z walk na Mistrzostwach Polski Juniorów w Taekwodno ITF w Białej Podlaskiej dostałam bardzo silnego ataku. Dosyć długo nie byłam w stanie wrócić na mate, jednak wiara czyni cuda. Wsparcie trenera i przyjaciół oraz pomocna dłoń sędziego planszowego i sędziego głównego pomogło mi, gdy doszło do serii okrzyków pod moim adresem ze strony trenera przeciwniczki. W takim momencie usłyszeć słowa, że skoro jestem kaleką to co ja tu w ogóle robię, rzeczywiście mogły demotywować, ale ambicja dała za wygraną. W tamtym dniu stanęłam na najwyższym stopniu podium, udowadniając sobie, a przede wszystkim ludziom, że to ja dyktuje tu warunki a nie moja choroba. A jeżeli chodzi o publiczne stosowanie leków, to z początku czułam pewien dyskomfort, ludzie patrzyli się na mnie i po cichu szeptali, ale to kwestia przyzwyczajenia, teraz nie przeszkadza mi kilka par oczu dzielnie kibicujących przy wdychaniu inhalatora, bo przecież człowiek z natury jest ciekawski, chce patrzeć, więc niech patrzy.
Czy astma przeszkadza w sporcie, bo według społeczeństwa, mając astmę nie można ciężko trenować, jeździć na zawody i stawać na podium jako zwycięzca…
KK: Jestem zdania że mając astmę można wszystko, no może nie do końca ale prawie, grunt to nie siedzieć w domu i nie użalać się nad sobą, tylko próbować i stawiać sobie nowe wyzwania.. Przy tej chorobie można trenować i powiem więcej, można bardzo ciężko trenować. Osobiście od 13 lat trenuję TAEKWONDO ITF w klubie LKS LOTOS JABŁONNA pod okiem Tomasza Szczepaniuka i zapewniam, że nie mam tam taryfy ulgowej, robię wszystko co pozostali, oczywiście w granicach swoich możliwości, ale skoro udaje mi się przywozić tak wiele medali z różnych rangą zawodów to świadczy tylko o ogromnym samozaparciu i o duchu walki, a właśnie astma stała się dla mnie pewnego typu motywatorem, bo dlaczego ja mam nie móc, skoro inni mogą? I właśnie w ten sposób mogę się chwalić licznymi złotymi medalami i tytułami w tym sporcie, oraz czarnym, mistrzowskim pasem.