Szanowni Państwo!  Oto nowy dział w na naszej stronie gdzie chorzy będą mogli opowiedzieć o „swojej astmie”. Jako Prezes Federacji chorych słyszę wiele historii życia astmatyków, jako lekarz w trakcie badania odkrywam prawdziwe tragedie osób chorych na astmę niektórych z nich będę prosił aby opowiedzieli nam swoją historię.

dr med. Piotr Dąbrowiecki

Na alergię choruję od dziecka. Jako dość żywe dziecko zawsze miałam problem z ograniczeniami, które nakładała na mnie ta przypadłość.  Brak możliwości wyhasania się na łące z przyjaciółmi z osiedla w ciepłe czerwcowe popołudnie był dla  mnie prawdziwą udręką. Dodatkowo, alergia na kurz dawała się we znaki w nieomalże każdym zamkniętym pomieszczeniu.  Oprócz kataru i łzawienia, dla mnie, jako dla dziewczynki bardzo trudne było znoszenie objawów ATZ. Zaczerwieniona i swędząca skóra twarzy, rąk, nóg nie dawała spokoju i co gorsza smarowanie jej sterydami dawało tylko chwilową ulgę.  Najgorsze zaczęło się jednak, kiedy w pierwszej klasie liceum zdiagnozowano astmę. I pierwsze zalecenie lekarza, które zaraz na wstępie postanowiłam zignorować: ograniczyć wysiłek fizyczny. Otrzymane zwolnienie z WF natychmiast wyrzuciłam do kosza, nic nikomu nie mówiąc.  Niestety choroba była na tyle rozwinięta, w dodatku źle znosiłam zapisane leki, że bardzo szybko zaczęły się kłopoty. Pewnego dnia podczas zajęć WF nastąpił straszny atak duszności, skończyło się wezwaniem karetki pogotowia i akcją reanimacyjną. Strasznie to mnie załamało. Duże dawki leków powodowały senność i wzmożony apetyt – w ciągu kilku miesięcy przybrałam na wadze 10 kg. Nic mi się nie chciało – uczyć się, spotykać z przyjaciółmi, wychodzić z domu. Minął rok – i było coraz gorzej. Zaczęłam wierzyć, że na zawsze zostanę wstrętną spasioną babą bez przyjaciół, która nawet nie może kupić sobie kota, bo na jego sierść też ma alergię… Oczywiście rodzice ciągle szukali pomocy u różnych lekarzy – również poza Grudziądzem, żeby jakoś pomóc mi żyć z tymi chorobami. Jakiś przełom nastąpił, kiedy usłyszeliśmy, że w Bydgoszczy można się „odczulić”. Wtedy zaświtała mi iskierka nadziei „A więc to nie wyrok dożywocia?” – pomyślałam wtedy pierwszy raz.

Kiedy dowiedziałaś się, że jesteś chora na astmę, jakie były objawy, czy wpłynęło to na jakość twojego życia?
KK: Moja przygoda z astmą zaczęła się w połowie trzeciej klasy gimnazjum kiedy to zachorowałam na zapalenie płuc. Po długotrwałym i mozolnym leczeniu pozostała mi „pamiątka” czyli uciążliwy duszący kaszel, który z czasem ustał powracając na wakacyjnym wyjeździe na Mazury, potem wznowił się na obozie sportowym. Rodzice i trener szybko zareagowali. Wróciłam do domu i zaczęłam odwiedzać lekarzy, jednocześnie wyszło na jaw uczulenie na roztocza kurzu domowego, które wzmagały kaszel… Od sierpnia 2007r.  zaczęłam regularnie brać leki wziewne. Kaszel powoli zanikał, jednak po powrocie do szkoły i na salę treningową zaczęły się kolejne problemy. Podczas wysiłku pojawiły się duszności. Dzięki szybkiej reakcji lekarzy ustawiliśmy odpowiednią dla mnie dawkę leku, oczywiście z biegiem czasu ona się zmieniała, tak samo w zależności od pór roku np. gdy nadchodzą cieplejsze wiosenne dni, potrzebuję większej dawki inhalacyjnej by zapobiegać nocnym dusznością. A czy wpłynęło to na jakość mojego życia? Pewnie że tak! Musiałam nauczyć się jakoś z tym żyć. W tej chwili branie leków, czy wizyta u lekarza jest dla mnie rutyną i nie wpływa znacząco na moje życie.
Czy coś się zmieniło w stosunku do sportu, nauki, przyjaciół od momenty zdiagnozowania astmy?
KK: Oczywiście, że tak. Teraz za każdym razem wychodząc z domu biorę ze sobą inhalator „tak, na wszelki wypadek”, ale nikomu to nie przeszkadza, bo przecież to tylko mały dodatek do mojej torebki. Znajomi, trener, nauczyciele z początku zasypali mnie mnóstwem pytań, co to jest, jak się z tym obchodzić, co mają robić w razie ataku, a ja siedziałam i cierpliwie odpowiadałam. Myślę, że dzięki temu i oni czegoś się nauczyli, chociażby akceptacji drugiej osoby. Znali mnie z przed choroby i w trakcie, i różnicy nie znaleźli żadnej, prócz tego, że teraz podczas zawodów, przed wyjściem do walki krzyczą do mnie „Kajka dawaj inhalator!”

Czy objawy astmy ( kaszel, świsty, uczucie duszności) i alergii dokuczały Panu na długo wcześniej zanim postawiono odpowiednie rozpoznanie? Jak się Pan wtedy czuł?
AB: Tak. Przez długi czas leczono mnie na zapalenie oskrzeli i nie jestem w stanie powiedzieć ile kilogramów antybiotyków przyjąłem. Oczywiście, nie były skuteczne, bo nie mogły być. Konsekwencje są takie, że teraz jestem na większość z nich uodporniony i kiedy naprawdę zdarzy mi się jakieś paskudne przeziębienie, to lekarze zachodzą w głowę jak mi pomóc.
Czy choroba przeszkadzała Panu w pracy?
AB: Bardzo. Dla aktora oddech to podstawa warsztatu. Dla aktora śpiewającego szczególnie. Tak się złożyło, że największe nasilenie astmy (to astma sezonowa powodowana przez alergię na pyłki wiosennych drzew) miewałem wtedy kiedy dużo śpiewałem. Pamiętam spektakl "Opera Granda" w Ateneum, w którym musiałem śpiewać głosem tzw. "operowym", czyli wymagającym szczególnego oddechu. Katorga! Żeby wyjść na scenę szpikowałem się tonami sterydów (Serewent, Fixotide i masa innych), by zdołać wykonać swoje aktorskie zadanie. Widza przecież nie interesuje, że aktor jest chory. Zapłacił za bilet i chce się bawić i ja to bardzo dobrze rozumiem.

Wywiad z Anną Przybysz, trenerką wokalną, chorą na astmę od ponad 20 lat, która prowadzi chór gospel, działa charytatywnie, a prywatnie jest mamą sióstr Natalii i Pauliny Przybysz z zespołu Sistars.

Piotr Dąbrowiecki: Jak wyglądało Pani życie z chorobą?

Anna Przybysz: Odkąd pamiętam miałam kłopoty z oddychaniem. Szczególnie po wysiłku. Uwielbiałam wszelkie sporty, piłkę ręczną, pływanie a szczególnie kontakt ze stworzeniami czyli głównie koniem. Te wszystkie aktywności musiałam okupić potem dusznościami, katarem, dużym dyskomfortem. Oczywiście warto było. Byłam nastolatką i nie zwracałam na zdrowie zbytnio dużo uwagi. Traktowałam swoją ułomność jako coś normalnego i nawet nie mówiłam o tym rodzicom. Podusiłam się gdzieś z dala od widoku znajomych aż przeszło w większej lub mniejszej mierze.

W latach 60, 70 i chyba 80- h nie było jeszcze tak wspaniałego wynalazku jak sterydy wziewne - więc pamiętam swoje męki, lęki o przeżycie i związane z tym niemiłe odczucia.

PD: Kiedy lekarze rozpoznali u Pani astmę? Jakie były Pani reakcje, odczucia związane z chorobą?

AP: Bardzo często chorowałam na zapalenie oskrzeli. Wywołane było głównie przeziębieniem lub katarem. Byłam dzieckiem które, nie usiedzi na miejscu i często doprowadza się do spocenia, przegrzania i w rezultacie owiania, kończącego się rzężeniem, kasłaniem i dusznościami. Wiele lat nikt nie postawił prawidłowego rozpoznania.

Dostawałam wtedy antybiotyki i zaczynała się karuzela z odpornością i kolejnymi zapaleniami. Bardzo mi to utrudniało życie młodzieńcze. Uprawiałam pięciobój, uczyłam się w liceum plastycznym. Dużo malowałam, rysowałam, śpiewałam. Jeździłam na plenery i chorowałam. Potem smutniałam a potem było znów lepiej i tak w kółeczko.

Ta strona używa tzw. cookies. Ustawienia możesz zmienić w preferencjach przeglądarki. Polityka prywatności